Cóż… najważniejsza jest wiara we własne oraz dziecka siły. Przyda się jeszcze parę drobiazgów takich jak, opuszczenie siodełka do poziomu umożliwiającego dosięgnięcie ziemi nóżkami, czy znalezienie odpowiednio miękkiej nawierzchni (upadki na początku są nieuniknione, a pętanie dziecka stosem ochraniaczy niepotrzebnie ogranicza mu ruchy). Potem na rower, parę wskazówek i jazda.
Poniżej efekty, drugi dzień treningu 🙂 Jazda na rowerze, a właściwie nauka jazdy na rowerze wcale nie jest taka trudna, jak się wydaje.
najgorzej jak dziecko jest nad ambitne i po pierwszej przewrotce, twierdzi że nie będzie się uczyło więcej, bo to nie dla niego. Tak było z moją… żona 😉 Starszy syn też ma to samo – wiele trudu i perswazji mnie kosztowało nauczenie ich jazdy. W zasadzie Mikołaj nauczył się dopiero w szkole – gdy koledzy jeździli.
Z Marią było podobnie, dość szybko chciała rezygnować, ale namowy pomogły. Namowy i szybko widoczne efekty. Podejrzewam, że gdyby miała jakieś problemy z utrzymaniem równowagi to też mogłaby się szybko zniechęcić. Inna sprawa, że jeszcze długa droga przed nami, szlifowanie nowo nabytej umiejętności trochę potrwa 🙂
Pozdrawiam