Korzystając z poprawy pogody i chwili wolnego czasu, postanowiłem wymknąć się na krótką objazdówkę po okolicy. Kierunek upatrzyłem sobie już dawno, ale konkretne plany zaczęły się krystalizować dopiero w ciągu kilku ostatnich dni. Plany udało się zrealizować, ale o tym w następnych wpisach, natomiast wizyta w ruinach młyna to przypadek. Wiedziałem, że młyn znajduje się gdzieś w okolicy przez którą będę przejeżdżał, nie spodziewałem się jednak, że będę przejeżdżał dosłownie po młynie 🙂
Młyn wodno-parowy w Tomicach został wybudowany pod koniec XIX wieku. Właścicielem gospodarstwa, przy którym działał, był Henryk Jurga, a młynem kierował jego brat Tadeusz. Młyn funkcjonował do 1957 roku, od tego czasu zaczął popadać w ruinę. Dziś można jeszcze odczytać z obrysu i fragmentów ścian przeznaczenie tych fragmentów konstrukcji, które się jeszcze zachowały. Wyraźnie widać pomieszczenie maszynowni z wysokimi ceglanymi podstawami, na których posadowiony był kocioł parowy, a tuż obok okrągły otwór w ścianie, gdzie znajdowała się turbina.
ciekawe miejsce – interesuję się obiektami przemysłowymi.
Te miejsca mają swój nieodparty urok, mnie również ciągną jak magnes 🙂
I o tym ostatnio pisałem 😉 Najczęściej za granicą takie zabytki wyremontowane i służą za prywatne domy, lub małe muzea.
U Nas ruina – szkoda.
Wynika to z tego, że nie jesteśmy nauczeni gospodarności to raz, a dwa po wojnie, kiedy wszystko znacjonalizowano, właściwie nie było właścicieli, którzy by chcieli by o takie rzeczy zadbać, los tych małych, położonych na uboczu młynów, dworków, pałacyków został przypieczętowany…
Panowie np moja Małopolska została dotknięta powojennymi przesiedleniami w stopniu minimalnym, ale tam gdzie były one prowadzone na szeroką skalę, nagle okazało się iż ludność „miejscowa” wcale nie jest miejscowa. Nie oczekujmy od przesiedleńca, który co dnia oczekuje pisma z sądu iż poprzedni właściciel dopomina się o zwrot nieruchomości by o nią dbał.
jego dzieci tez nie zadbają, dopiero wnuki i prawnuki, wrośnięte w tę ziemię będą u siebie.
Racja, to bardzo dobry argument, zawierucha z przed dziesięcioleci do dziś odciska swoje piętno. Chyba nie pozostaje nic innego jak jeździć i zobaczyć jak najwięcej, bo już niedługo niewiele zostanie. Zwłaszcza, że ochrona tego co zostało sprowadza się zwykle do kratowania (MRU), zasypywania (bateria grecka) albo w ostateczności do przeróbki na tłuczeń (Templewo)…
Pocieszmy się wieścią iż Włosi na tłuczeń przerabiali o niebo cenniejsze zabytki…
wiem marne to pocieszenie
Chociaż dobrze wiedzieć, że nie tylko między Tatrami a Bałtykiem żyją „myślący inaczej” 😉