Nasze tegoroczne wakacje nad morzem to już odległa przeszłość, zbliża się jesień, na dworze coraz chłodniej i dni coraz krótsze, może to dobry czas, żeby przypomnieć sobie, jak to było jeszcze parę tygodni temu.
W tym roku nasz wybór padł na Mrzeżyno i był to strzał w dziesiątkę. Zmiana miejsca pobytu to zaledwie wierzchołek góry lodowej, zmianie uległa również konwencja naszych wakacyjnych wyjazdów, w tym roku postawiliśmy na namiot i jak się okazało, to również była decyzja trafiona. Na te zmiany miało wpływ parę czynników, jednak najważniejszą sprawą, która zdeterminowała nasz namiotowy wybór była zupełnie nieprzewidywalna pogoda, która psuła nam wyjazdy już od dawna. W ciągu paru ostatnich lat bodajże raz trafiliśmy na pogodę, która dopisywała przez większą część wyjazdu. Decydując się na wyjazd pod namiot i mając do dyspozycji dwa tygodnie urlopu, można tak wybrać dzień wyjazdu, żeby optymalnie wstrzelić się w słoneczne dni. Takiej możliwości nie daje niestety wyjazd na kwaterę, którą zwykle trzeba rezerwować cztery, pięć miesięcy przed wyjazdem.
Jeśli chodzi o organizacje takiego wyjazdu, cóż pierwszy jest najtrudniejszy… Za młodu praktycznie wszystkie wakacje spędzałem pod namiotem, więc odrobinę doświadczenia zdobyłem, ale wtedy namiot służył wyłącznie, jako miejsce, gdzie na parę godzin można przyłożyć głowę do poduszki. Z wielu rzeczy się rezygnowało, o wielu nawet nie myślało. Wyjazd z maluchem to już trochę inna sprawa. Trzeba zabrać wszystko, a nawet więcej 🙂 i trzeba to jeszcze pomieścić w niewielkim samochodzie. Nam udało się zabrać wszystkie potrzebne utensylia, o których pomyśleliśmy, wyszły jednak pewne braki… Przydałby się mały rozkładany regalik w przedsionku, koniecznie trzeba będzie wymienić krzesełka bez oparć na modele z oparciem i jeszcze kilka drobiazgów, które po prostu ułatwią życie.
Jeśli zaś chodzi o pole namiotowe w Mrzeżynie, to jest to po prostu mistrzostwo świata. Pole znajduje się tuż przed wjazdem do Mrzeżyna od strony Trzebiatowa, na brzegu Regi, do plaży piętnaście minut spacerkiem przez port. Doskonale zorganizowane, czyste i przestronne łazienki, duży plac zabaw dla dzieci, miejsce do większych imprez towarzyskich z osobnym grillem i trochę na uboczu, sala z telewizorem dla chcących sprawdzić aktualną prognozę, przystań dla kajakarzy, po prostu wszystko czego do szczęścia potrzeba. Namiary: Mrzeżyno, ul. Trzebiatowska 24, tel. 703 400 550, 708 477 507.
Samo Mrzeżyno wyjątkowo mi się spodobało, nie wiem czy ze względu na pogodę, czy po prostu tutaj tak jest, ale nie było wielkich tłumów jak w Rewalu czy Pobierowie. Spodobał mi się też portowy charakter miasteczka. Przy nabrzeżu cumują kutry, na nabrzeżu po powrocie z połowu rybacy klarują sieci i przebierają ryby, czuć rybę a nie najmodniejsze w sezonie zapachy 🙂 można też na miejscu kupić świeżą rybę, usmażona przed namiotem smakuje wyśmienicie.
Podsumowując, tegoroczne wakacje pod namiotem udały się fantastycznie. Mimo pewnych niedociągnięć organizacyjnych daliśmy radę koncertowo 🙂 Pogoda dopisała a jeden deszczowy dzień tylko potwierdził wodoodporność tropiku. Już czekam na przyszły rok.
U mnie żona ma alergię na namioty i nawet o tym słyszeć nie chce. Może kiedyś uda się kupić jakiegoś dostawczaka i przerobić go na campera. O wtedy to człowiek poszaleje. Przy okazji zwiedził bym sobie takie różna małe fajne miejscowości obok których się przejeżdża a gdzie zatrzymać się nie ma jak bo nocleg gdzie indziej.
Decydując się na wakacje pod namiotem zacząłem rozważać podobne rozwiązania i doszedłem do następujących wniosków. Przebudowa dostawczaka na campera to średni pomysł, jeśli by się chciało zrobić to na przyzwoitym poziomie, to koszty mogłyby być bardzo wysokie. Kupno używanego campera też nie wchodzi w grę, ponieważ nie wiedzieć czemu właściciele takich powiedzmy, piętnastoletnich aut chcą wręcz kosmiczne pieniądze…
Ale jest jeszcze jedno rozwiązanie, za kwotę nie przekraczającą dziesięciu tysięcy złotych można już kupić naprawdę świetną przyczepę campingową, i to wydaje mi się najciekawszym rozwiązaniem, do którego powoli będę dążył 🙂
Z przyczepą jest jednak kilka problemów :
1 – na polu namiotowym muszę płacić i za nią i za samochód (za campera tylko jedna opłata)
2 – camperem przystanę na byle stacji benzynowej i mogę się przespać, z przyczepą nie ma szansy – wyścigają.
3 – camperem zabiwakuję nawet w centrum Rzymu (na własne oczy widziałem grupkę camperów z Niemiec i Dani biwakujących 5 minut drogi od Via Conciliazione – to ta ulica prowadząca wprost na Watykan)
Koszty zakupu auta i przeróbki też nie powinny być większe niż 10 / 15 – oczywiście jeśli planował bym podwyższony standard to i cena wzrośnie – ale mi wystarczy rozkładana kuchenka, kibelek chemiczny, kabina prysznicowa w formie foliowej tuby itp. najdroższe będzie wyposażenie techniczne, uchwyty dla rowerów i kajaka bo na to muszę mieć atesty.
Ad. 1 – racja, ale różnica jest niewielka, za campera zapłacisz więcej niż za auto osobowe;
Ad. 2 – też racja, ale trzeba pamiętać, że przemieszczając się z punktu A do punktu B nie mijamy tylko i wyłącznie stacji benzynowych, wbrew pozorom sporo jest campingów;
Ad. 3 – tak, tu również masz rację, jednak trzeba pamiętać, że miasta to nie pustie, w samej Warszawie na szybko znalazłem pięć campingów, gdzie można wjechać z przyczepą, co prawda to nie to samo co ścisłe centrum w camperze, ale nie ma tragedii.
Jeśli trafisz okazję i większość prac zrobisz sam, faktycznie możesz mocno zejść z kosztami, jednak jest jeszcze coś, co mnie ostatecznie przekonało do przyczepy. W ciągu roku jeżdżę samochodem osobowym i łatwiej mi do niego podczepić przyczepę niż przesiadać się do campera. Taki camper na podwórku to koszty, ubezpieczenie, przegląd, czasem trzeba go odpalić, żeby nie zardzewiał, to spore utrudnienia.
Ten ostatni argument, faktycznie mi umknął! w ostatecznym rachunku to koszty utrzymania „w postoju takiego samochodu” mogą przewyższyć zyski na innych polach! _ rzecz do przeliczenia.
Swego czasu przemknął mi pomysł wypożyczenia, ale tu też nie ma lekko… kasują jak za zboże…
O tak, żebyś wiedział – dwutygodniowe wczasy w camperze kosztowały by mnie tyle samo co dwutygodniowy pobyt na Chorwacji.
Może to jest plan na biznes… Za drogo, żeby pożyczać, więc może zainwestować i wypożyczać 🙂
To by się chyba czarter nazywało.
Jak zwał tak zwał, byle zyski przynosiło 🙂