Majątek Zacisze (Waldfrieden) Ellen i Hans Paasche otrzymali od rodziny w 1912 roku. Składał się wówczas z 800 mórg lasów, 200 mórg pól i łąk, jeziora Głębokiego (Tiefsee). Sercem majątku był okazały dom z dwiema wieżyczkami. Miejscowa ludność nazywała go pałacem, a wiodące do niego z doliny schody “schodami do nieba”.
(Fragment z tablicy informacyjnej ścieżki historyczno – przyrodniczej Zacisze im. Hansa Paasche)
"Hans Paasche był człowiekiem, który widząc zło i niesprawiedliwość świata, wierzył, że zmiana jest możliwa i że on sam powinien się w nią zaangażować. Zawsze zaczynał od pracy nad samym sobą. Kiedy zmienił siebie używał swoich cech przywódczych, aby próbować zmienić innych, wielkich i maluczkich tego świata. Przekonywał swoim przykładem. Kiedy wielcy okazali się głusi na jego propozycje zwrócił się do młodzieży. Pokładał w niej wiarę i ufność na lepszą i pokojową przyszłość."
Maj 2008, Gottfried Paasche
(wnuk Hansa Paasche)
O Zaciszu usłyszałem, a właściwie przeczytałem w Internecie szukając informacji o niedaleko położonym Starym Osiecznie. Krótka wzmianka wystarczyła, wiedziałem już, że muszę tam pojechać. Co ciekawe okazało się, że w sieci bardzo niewiele można znaleźć o Zaciszu, co tylko podsyciło moje zainteresowanie, pozostało tylko czekać na okazję, a ta pojawiła się całkiem niedawno.
Najbardziej obawiałem się drogi, nie jej jakości, bo to nigdy mi nie przeszkadzało, ale tego jak tam trafić. Osada Zacisze to zapomniane miejsce w sercu Puszczy Drawskiej, do którego można trafić, tylko jeśli dobrze zna się drogę, ewentualnie ma się niewiarygodnie dokładne mapy wojskowe, tak przynajmniej myślałem wybierając się na poszukiwania. Jadąc leśną drogą wzdłuż Drawy, łączącą Krzyż ze Starym Osiecznem dojechałem do ruin młyna nad Szczyczną, gdzieś w pobliżu powinno być odbicie w prawo, parędziesiąt metrów dalej znalazłem. Ładna, równa jak na leśne warunki droga i najważniejsze, zielona strzałka z napisem “Zacisze”, wiedziałem, że teraz już nie zabłądzę. Zielono znakowany szlak powstał z inicjatywy KMTR “Dynamo” i jeśli tak jak ja zastanawiacie się, jak tam trafić, to teraz nie musicie się już tym przejmować.
Doskonale oznakowana droga dość szybko doprowadziła mnie na miejsce. Las, który zaczął wydawać się nieco monotonny nagle zaczął się zmieniać. Coś w krajobrazie wskazywało na to, że kiedyś, ktoś włożył sporo pracy, żeby trochę go zmienić. Po prostu czuło się rękę człowieka. Zachwycając się coraz to nowymi widokami dojechałem na miejsce, po lewej zobaczyłem “schody do nieba”, nieco wcześniej po prawej ruiny zabudowań gospodarczych.
To co zobaczyłem wprawiło mnie w osłupienie, zanim w pełni ochłonąłem wiedziałem, że trafiłem w miejsce magiczne. Pozostałości zabudowań częściowo pochłonięte przez przyrodę sprawiały wrażenie, jakby tkwiły tam już tysiące lat, zapadnięte nagrobki na cmentarzu, pochylone stare drzewa w części parkowej, Szczyczna meandrująca wkoło ruin młyna, brak mi po prostu słów, żeby wszystko opisać. Będę starał się być tam tak często jak to możliwe i jeśli uda mi się zrobić kilka zdjęć oddających charakter tego miejsca, od razu będę je zamieszczał na stronie. Trafiając w takie miejsca żałuję, że mój warsztat fotograficzny nie jest na nieco wyższym poziomie.
Strasznie fajne i strasznie smutne jednocześnie, jak wszystkie takie miejsca, gdzie kiedyś tylu żyło i tyle się działo, a teraz… prawdziwe 'zacisze’.
Pisaniem o MRU spowodowałeś, że tamte okolice mam na liście najbliższych wyjazdów. Dawno nie byłem, a skoro mają mi zamknąć przed nosem… :]
Pozdrowienia.
Historia, czas leci dalej zostawiając za sobą ślady, czasem wyraźne, czasem ledwo dostrzegalne, pozostaje tylko je tropić, uwielbiam to robić 🙂
Co do MRU, w weekend 5-6 czerwca jest zlot miłośników fortyfikacji, jeśli dysponujesz czasem wpadnij, ja chciałbym być, ale czy się uda, wyjdzie w praniu 🙂