W ostatni weekend odwiedziła nas para przyjaciół z Drezdenka, Kasia i Radek, przyjechali oczywiście ze swoją ośmiomiesięczną pociechą Mają, o której narodzinach pisałem w czerwcu zeszłego roku. Przez cały weekend było głośno, tłoczno, śmiesznie i sympatycznie. Maluchy zafascynowane sobą i ogólnym rozgardiaszem dokazywały na całego, a rodzice nie mogli się nagadać i tak gadali i gadali do czwartej nad ranem.
Na sobotę zaplanowaliśmy krótki wypad do poznańskiej Palmiarni. Po śniadaniu i szybkim dogadaniu szczegółów wskoczyliśmy do samochodów i ruszyliśmy całą sześcioosobową ferajną ku przygodzie. Marysia z początku zainteresowana, zwłaszcza ogromnymi rybami, po krótkim czasie straciła wigor i resztę czasu postanowiła spędzić na wygodnym wózku Majki. Sama właścicielka wózka, noszona na zmianę w ramionach Kaśki i Radka była wyraźnie zadowolona przez cały pobyt w Palmiarni.
Reasumując, miejsce warte odwiedzenia, zwłaszcza w zimne i pochmurne jesienno-zimowe dni. Ciepło i mnóstwo zieleni daje poczucie przeniesienia się w czasie, a niektóre eksponaty zapierają dech w piersiach. Tu i ówdzie rozstawione ławeczki pozwalają spocząć i w spokoju podziwiać piękno przyrody, wsłuchując się w szmer wody i odgłosy ptaków. Na stronie Palmiarni znajdziecie wszystkie potrzebne informacje: www.palmiarnia.poznan.pl.
Palmiarnia Poznańska to świetne miejsce, byliśmy tam kilka lat temu…
Świetny pomysł na niedzielne popołudnie (pomijając sezon)…
Zgadza się, bywam tam czasem, jednak zdecydowanie za rzadko. Z drugiej strony, jak to mówią „co za dużo to nie zdrowo” 🙂