Kłomino zapadło mi głęboko w pamięć. Stojąc pośród pozbawionych okien bloków można poczuć mrowienie na plecach… Opustoszałe betonowe szkielety, leżący dookoła gruz i rozbite szkło sprawiają ponure wrażenie spotęgowane wszechobecną mgłą, która tamtego dnia towarzyszyła nam do wieczora. Wewnątrz bloków podobnie, porzucone mieszkania dawno straciły swój charakter, choć większość ścian zachowała się w dobrym stanie, niekiedy tylko przecięte bruzdą wyrwanego przewodu instalacji elektrycznej.
Nie zachowało się wiele po starych gospodarzach, gdzieniegdzie stare rosyjskojęzyczne gazety wytapetowane na ścianach, walające się pośród gruzu i szkła, kawałki plastikowej imitacji płytek, czy przerdzewiała żabka od firanki.
Kłomino powoli przechodzi do historii…
Kłomino (ros. Grodek lub Gródek) powstało w latach trzydziestych XX wieku. Stacjonowały tu niemieckie oddziały Służby Pracy, a później zorganizowano obóz jeniecki. W listopadzie 1939 roku w stalagu znajdowało się 6 tysięcy polskich jeńców wojennych oraz 2300 cywilów aresztowanych na terenach Polski. W 1940 roku miejsce to zajął Oflag II D Gross-Born. Do polskich jeńców dołączyli Francuzi i Rosjanie. W 1945 roku hitlerowcy ewakuowali jeńców. Po odejściu wojsk niemieckich, tereny przejęły wojska radzieckie, które więziły żołnierzy niemieckich. Po przejęciu przez Rosjan, wybudowano tu bloki, szpital, garaże, sklepy i kino. Kłomino opustoszało dopiero w 1992 roku, kiedy wyjechali stąd ostatni żołnierze rosyjscy. W okresie powojennym rozebrano 50 budynków poniemieckich, by odzyskać cegłę do budowy Pałacu Kultury w Warszawie.
Źródło: Wikipedia.
Klimat pierwsza klasa 😉
Oj tak, klimacik jak marzenie, trudno o takie na co dzień 😉
klimat jak ze stalkera, szkoda tylko że nie ma tam artefaktów
Trzeba przymknąć na chwilę oczy… 😉
Swego czasu trafiłem na bardzo podobne „miasto” na Łotwie. Szukałem wtedy w lasach oznaczonego na mapie radioteleskopu i okazało się, że trafiłem na coś więcej. Zapraszam do zerknięcia na zdjęcia: https://picasaweb.google.com/101523889964564281017/LYYLESCzIVOtwaII
Jakub, świetna seria. faktycznie klimat podobny – nieopodal Tarnowa mam posowiecka bazę w czarnej, muszę się przejechać tam z aparatem
Klimat prawie identyczny, podejrzewam, że gdyby zdjęcia znalazły się w tym samym folderze, oglądający nawet by nie pomyślał, że fotografie przeciwstawiają dwa zupełnie różne miejsca, oddalone od siebie setki kilometrów. Radioteleskop robi wrażenie!
My Gródek odwiedziliśmy kilka lat temu. Zadziwiało mnie to, że pełne, kompletne miasto nie zostało wykorzystane przez Polskę ale zrujnowane.
Żal mi również Bornego Sulinowa, które piszczało biedą… A można było to wszystko świetnie w latach 90-tych wykorzystać.
Gródek, czy Borne to nie jedyne przykłady zmarnowanego dobra, mam wrażenie, że po prostu tak już mamy, my jako Polacy.
Z drugiej strony maniacy betonu i opuszczonych miejsc mają co oglądać 🙂 Czy budowniczym przeszła przez głowę taka myśl, to inna sprawa 😉
Panowie – spoko, akurat tego mienia nie dało się wykorzystać.
Od dawna znane są szacunki, iż przystosowanie wielkopłytowego bloku, do współczesnych standardów, jest droższe niż rozbiórka i postawienie nowoczesnego budynku.
Drugi argument to braki finansowe – tak inwestorów (ewentualnych) jak i tych którzy mogli by z danego miejsca korzystać. Znam kilka niemieckich, belgijskich i francuskich grup rekonstrukcyjnych – dysponują funduszami, które umożliwiają im sprawowanie pieczy nad wybranymi fortyfikacjami, wokół których urządzają parki hobbystyczne, tereny na których można oprawiać ASG lub paintball, jakieś noclegownie itp – wszystko to z… niewielką stratą. która z polskich grup rekonstrukcyjnych dopłaci do interesu? Skoro nawet o wiele wartościowsze obiekty nie mogą doczekać się dobrego gospodarza?
A inwestycje samorządowe/ – pewnie były takie pomysły – również w Czarnej koło Tarnowa – „park przemysłowy” nie wypalił, bo dojazd marny,infrastruktura energetyczna podła a w pobliżu są zdecydowanie lepsze miejsca – agroturystyka/ też nie wypaliła, potencjalnych chętnych było jak na lekarstwo.
na pocieszenie – nie tylko u nas są „wymarłe miasta'”
http://www.eksplorer.eu/ciekawostki/72-wymarle-miasta-ktorych-juz-nie-ma
Możliwe, że masz racje, jednak należy pamiętać, że te bloki znajdowały się w niezłym stanie po opuszczeniu ich przez Rosjan, w związku z tym nie trzeba by wielkich nakładów, aby je udostępnić chętnym. Choć jak się tak zastanowić przyczyna pewnie leży gdzie indziej, o ile takie osiedle jako „zaplecze” bazy wojskowej ma rację bytu, to trudno by je zapełnić setkami cywilnych mieszkańców, kiedy do najbliższego większego miasta jest prawie 40 km.
Jeśli chodzi o możliwość sprawowania pieczy nad miejscem przez grupę rekonstrukcyjną, czy jakąkolwiek grupę pasjonatów, to nie pieniądze leżą na przeszkodzie, tylko administracja. Znam kilka opowieści o próbie przejęcia „kontroli” nad fortami w Poznaniu przez grupy, które mają na prawdę pokaźny dorobek naukowy, doświadczenie, pomysły i chęci i po prostu nie są w stanie przeskoczyć bzdurnych wymagań wyznaczonych im przez administrację.
Cieszę się, że takie miejsca są, pozwalają spojrzeć na pewne sprawy z trochę innego punktu widzenia.
Pozdrawiam
w tym sek – Jako zaplecze ogromnego kompleksu przemysłowego takie miasteczko miało by sens, tam gdzie jest… sam widzisz.
Owszem też słyszałem o kłopotach Poznaniaków. Z drugiej strony bardzo budujące są przykłady zapaleńców z Helu.
Np w Krakówku jest co najmniej kilkanaście fortów w świetnym stanie i miasto wpadło na pomysł ich 'komercjalizacji” – ponieważ są to zabytki, to ich generalna przeróbka nie wchodzi w grę, a bez niej żadnego współczesnego interesu w nich prowadzić nie sposób – zapaleńcom ich oddać nie można bo są wycenione na ciężkie pieniądze, biznes ich nie chce, administracja nie ma pojęcia ani środków jak o nie zadbać…
Właśnie dlaczego nie można oddać ich zapaleńcom? Kontrola tego co zapaleńcy robią z obiektem jest chyba tańsza i w ostatecznym rozrachunku bardziej opłacalna niż pozamykanie wszystkiego na cztery spusty i przyglądanie się jak wszystko niszczeje. Problemem jest brak odpowiednich przepisów, znajomości sprawy i zupełny brak zaufania do wszystkich… łapy opadają…
Dokładnie – spuścizna po PRL to jedno, ale to także taka urzędnicza mentalność. Jak się zmarnuje to trudno – „czynniki obiektywne” a jak się odda hobbystom to zawsze ktoś może się czegoś w tym dopatrywać…
W Polsce mamy ponad 300 zamków i ich ruin, część z nich jest w stanie niezłym, reszta zastraszająco szybko niszczeje – zdecydowana większość to majątki gminne – a gminy nie dość ze nie mają pomysłu na ich zagospodarowanie i ochronę, to jeszcze rzucają kłody pod nogi, tym którzy mają przynajmniej pomysł.
Taką samą historię mamy z dworkami rozsianymi po Polsce.
Chociażby wokół Torunia po ’45 oddane PGRom popadły w ruinę – obecnie często nie ma już czego ratować.
Kwestia dworków, to trochę inna sprawa, w tym wypadku nacjonalizacja, w wyniku której dworki przeszły na własność PGR, została wprowadzono w Polsce po 1945 roku. Chyba nie będzie przesadą, jeśli powiem, że był to strzał w kolano. Bezpowrotnie stracono dorobek pokoleń, który teraz państwo, czy osoby prywatne, ogromnymi nakładami starają się przywrócić dawną świetność.
Święte słowa Maciej. Zastanawiam się tylko, dlaczego po PRLu dziedziczymy te najgorsze cechy.
Fakt z dworkami to kwestia reformy rolnej i jej następstw.